Lawina to nic groźnego, pod warunkiem, że jest to marszozbieg (zwróć uwagę na "z" pośrodku) ze Śnieżki do Samotni.
Taką właśnie obiegową nazwę nosi: Lawina.
Przez 5 poprzednich lat pogoda była wyśmienita – złota, polska jesień.
W górach było przepięknie, a na imprezę przybywało rok rocznie więcej uczestników.
Tak było do tego roku.
Rok 2008 zapisał się w historii tej imprezy wyjątkowo paskudną pogodą, a był to 20 września, ale po kolei.
Już tydzień wcześniej wiadomo było, że będzie zimno, deszczowo i wietrznie. Kto interesował się kiedykolwiek Karkonoszami ten wie co to oznacza.
To właśnie na Śnieżce zanotowano rekordowe prędkości wiatru. Nawet Tatry nie są w stanie konkurować z Karkonoszami.
Do tego dochodzi ponura sława tych gór.
I już to wystarczy, by zmiękczyć najtwardsze serce, a gdy do tego doszły rozsyłane przez organizatora Lawiny maile o trudnościach, to wielu zrezygnowało z wyprawy i starcie w tej jedynej w swoim rodzaju imprezie sportowo-turystyczno-rekreacyjnej.
A niepotrzebnie się obawiali (choć jest to trochę przekorne stwierdzenie).
Na górze, czyli na Śnieżce, było mgliście, zimno, wietrznie i śnieżnie, i ślisko, i w ogóle to komu by się chciało...
Na dodatek na górę samochody nie dawały rady wjechać i tak było od tygodnia.
Mimo tych przeciwności 6. Lawina okazała się rekordowa.
Może nie frekwencyjnie, choć 107 uczestników na starcie i tyleż samo na mecie w zaistniałych warunkach pogodowych też jest rekordem.
Nie naciąganym rekordem jest:
poprawa wyniku przez 9 osób w stosunku do swoich poprzednich startów;
47 uczestników wystartowało po raz pierwszy!
Po raz pierwszy także start został podzielony na, nazwijmy to, honorowy i ostry.
Honorowy miał miejsce na Śnieżce i po nim uczestnicy zeszli za dyrektorem Lawiny do Domu Śląskiego, gdzie zostawiwszy plecaki pobiegli do mety, do Samotni.
Rozdanie nagród odbyło się we wnętrzu schroniska, a puchary w tym roku były wyjątkowo ciężkie i trudno zgadnąć czy był to wpływ pogody, czy może rzeczywiście ważyły więcej niż zazwyczaj.
Imprezę w Samotni fenomenalnie poprowadził Piotr Pustelnik (jeżeli wydaje Ci się, że znasz to nazwisko z himalaizmu polskiego, to nie mylisz się – tak, to on!), a nagrody wręczał sam „Przyjaciel Lawiny”, dyrektor KPN-u, Andrzej Raj.
Przyglądała się temu i oklaskiwała uczestników Anna Czerwińska – wspaniała polska himalaistka.
A dzień później, w Karpaczu, nastąpiły uroczystości związane ze „Śladem Zdobywców”, ale to już zupełnie inna historia.
Wyniki
Zdjęcia ze startu - Mateusz Kurdziel
Zdjęcia z mety - Katarzyna Lipiec-Sidor
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz