ogrom wiedzy za darmo, ale dorzuć się na kawę



środa, 27 lipca 2011

IM Frankfurt 2011


10-ty IM we Frankfurcie jest już za nami.

Faworyt, Faris Al-Sultan, rozstawiony z nr 1, został zwycięzcą.
Czasu niewiarygodnego, w świetle wyników z Klagenfurtu i Roth, nie było, gdyż to pogoda (deszcz, zimno, wiatr) dyktowała wyniki.



Chciałbym się teraz podzielić paroma spostrzeżeniami, które w świetle startu w 2012 mogą okazać się wielce pomocne wybierającej się grupie IM 2010 oraz innym Polakom, którzy wesprą nas frekwencyjnie na trasie.
Przede wszystkim warto być już już piątek, by przynajmniej odebrać numer oraz przewidziane gadżety, zwłaszcza, że opaska na rękę to przepustka do Eissporthale na pasta party.



W tym roku zaserwowano zawodnikom przepyszne pierożki. W ilościach nielimitowanych. Kawa, ciasto, napoje, piwo – także.

Sobota, czyli dzień przed startem, to przede wszystkim oddanie roweru do T1 oraz przygotowanych worków („na rower” i „na bieganie”) - wszystko w jednym miejscu, w T1.


Jest to ważna informacja, gdyż odległość między startem (także T1), a metą (także T2), to 15 km odległości.

Sobotę warto poświęcić na częściowy objazd trasy lub rozpływanie po podróży, lub na jedno i drugie. Dzięki temu można się przekonać, że podjazdy, choć niewielkie, potrafią nieźle zmęczyć, a zjazdy porządnie przyspieszyć rower.


W końcu sobota, to też doskonały czas by zrobić zakupy na expo, które wcale nie było rewelacyjne, a wzmiankowane dwa wyżej miejsca miały znacznie bogatszą ofertę.
Weźmy na ten przykład pianki. Firma blueseventy wykupiła wyłączność i żaden inny producent, nawet jeśli wystawiał swoje produkty, to nie mógł zaprezentować pianek do pływania.
Mimo tego warto było „pobuszować” wśród straganów z dobrami nieosiągalnymi w Polsce.

Niedziela, to tradycyjne śniadania o 4:00 i wyjazd na miejsce startu, który można było przeprowadzić dwojako:
  • własnym samochodem;
  • podstawionym autobusem (w zasadzie tylko dla zawodników).



Dojazd własnym samochodem miał kilka minusów:
  • w dniu startu droga dojazdowa z Frankfurtu jest zamknięta, gdyż jest to trasa wyścigu i trzeba dojeżdżać wg. opisu i mapki, co na autostradzie nie zawsze może skończyć się dobrze,
  • oznakowanie poza autostradą – dość symboliczne, ale poprawne,
  • miejsca parkingowe – dla każdego, ale między parkingiem a startem jest ok. 1 km (lub więcej, a to zależy od miejsca gdzie się zaparkuje).

Dlatego wybierając się na miejsce startu własnym samochodem należy wyruszyć 30-45 minut wcześniej.

Powrót znad Langener Waldsee albo samochodem, albo autobusem (teraz w zasadzie tylko dla kibiców).



Na miejscu w Frankfurcie można sobie oglądać przemykających triathletów na rowerach (2 okrążenia) oraz mieć wspaniały ogląd trasy biegowej (4 kółka); a i na metę niedaleko!
Trybuny dla kibiców dostępne nieprzerwanie i za darmo, zarówno przy mecie, jak i obok T2 na trasie rowerowej.



Przygotowanie organizacyjne – perfekcyjne.
Na przykład T2.
Zawodnik zsiadał z roweru, oddawał go obsłudze i biegł po worek „na bieganie” i do namiotu przebrać się przy towarzyszących mu wszędzie pomocnikach do podawania, wskazywania, pomagania, etc., a w tym czasie jego rower poprzez sztafetę pomocników wędrował na wyznaczone miejsce na właściwy stojak.



Podobnie wyglądała meta.
KAŻDY dostawał opiekuna, który odprowadzał go do zamkniętej strefy i upewniał się czy wszystko w porządku, pokazywał co, gdzie i jak, i po raz kolejny upewniwszy się, że „jest ok”, dopiero zostawiał samego, by najadł się, odpoczął, wykąpał (dostaje się ręcznik), wziął masaż, odebrał dyplom oraz koszulkę finishera.



Uczestnicy IM w Klagenfurcie, którzy pojawili się tam w ramach Projektu IM 2010 powinni docenić takie postępowanie organizatora.



Z obserwacji kibica narażonego na paskudną pogodę wyciągam kilka wniosków, na przykład taki, że warto mieć hotel blisko centrum, a nawet tuż przy trasie biegowej, a nawet blisko mety, i nie jest to trudne do załatwienia (50 euro za noc za pokój 2-osobowy).



Można mieszkać dalej od centrum, zawodnikowi, to obojętne i tak dostaje bilet na komunikację miejską od piątku do poniedziałku.
Kibicom, jeśli mają samochód też, z tym, że w czasie zawodów trzeba liczyć się z utrudnieniami w ruchu lub nawet całkowitą niemożnością przejazdu.



Rowery i worki z T1 i T2 odbiera się w T2 do godziny 1:00 w nocy.
Zawodnik nie musi tego robić osobiście, wystarczy mieć jego chip i własny dokument ze zdjęciem potwierdzający tożsamość.

Podsumowanie:
impreza warta wydanych pieniędzy, godna polecenia i nie na darmo dzierżąca tytuł Mistrzostw Europy.



Dlatego tam jedziemy!
Rok 2012 należeć będzie do nas!


Pozostałe zdjęcia znajdziesz tutaj

poniedziałek, 18 lipca 2011

Start ST IM 2010 w 2012

Ponieważ co 2 lata Stowarzyszenie Triathlonowe IM 2010 "porywa" zakręconych na punkcie triathlonu na jakąś imprezę z cyklu Ironman, to taka chwila właśnie nadchodzi.

Roczne wyprzedzenie niech nikogo nie dziwi, rynek IM w Europie, to ciągle rynek sprzedającego. I choć w ostatnich latach przybyły dwa miejsca startu, to ciągle są w niektórych miejscach trudności z zapisaniem się.


Gdzie IM 2010 chciało wystartować koniecznie w 2012 roku?


Przypomnę, że dwa lata temu też prowadził Frankfurt:

Z głosowania, w którym uczestniczyli zawodnicy i sympatycy IM 2010 wyłaniał się następujący obraz:




Pora zrealizować tamto marzenie!

Pierwsze miejsce na wymarzony start zajął Frankfurt (Niemcy):
trasa pływacka:

trasa rowerowa:





trasa biegowa:



Wtedy okazało się, że prowadzący w tej klasyfikacji Frankfurt nie jest taki oczywisty.
Przeczytajcie kilka wypowiedzi:

kajetan
Dla mnie jednym z kryteriów oceny trasy są jej walory estetyczne. "Przejechałem" się (głównie rowerem) wirtualnie każdą z tras (Frankfurt, Klagenfurt, Zurich) za pomocą programu googleearth (można też http://maps.google.com), pooglądałem zdjęcia z trasy i stwierdzam, że:
  • najładniejsza jest trasa w Klagenfurcie: szczególnie część rowerowa bo na tej spędzi się najwięcej czasu mając go dużo do dyspozycji na oglądanie widoków. Jest ciekawa i zróżnicowana pod względem środowiska naturalnego a szczególnie architektury w postaci małych miasteczek.
  • nudna i nieciekawa jest trasa rowerowa we Frankfurcie - same płaskie pola i nieciekawa architektura. Za to panorama nowoczesnego miasta może się podobać choć z drugiej strony nie wiem jak to ze smogiem.
  • przeciętna jest trasa w Zurichu. Myślałem, że będzie ładniejsza. Urzekają jedynie widoki jeziora.
Oczywiście, moje spostrzeżenia wynikają jedynie z wirtualnej wycieczki (którą każdemu polecam). Jak jest w rzeczywistości - nie wiem.


Wojtal
Proszę wyciąć mój głos z Francji i dopisać Frankfurt!
Omijałem dotąd wszystkie informacje dotyczące Ironman Germany, ale jakoś wreszcie dzisiaj wszedłem i na oficjalny sajt i na jotubie obejrzałem kilka filmów...
Normalnie mnie wycięło! Klimat jak na Tour de France - według oficjalnych danych ze strony IM Germany we Frankfurcie jest około 500 tys kibiców! I z tego co widziałem na filmach robią niesamowita atmosferę!
Statystyki ze strony rozwaliły mnie do końca - na imprezie organizowanej z takim rozmachem chciałbym finishować po raz pierwszy...
Powiedziałbym: "Varium et mutabile semper femina" ale jako, że w spodniach coś tam noszę, to tylko pukam się w głupią głowę za nierozpoznanie sytuacji wcześniej ...


Do tego dorzucę słowa Roberta Stępniaka, niezrównanego organizatora dystansu długiego w Borównie:
"kto był we Frankfurcie, zobaczył już wszystko".


Czyli, to tak jakby zadebiutować w maratonie w Berlinie.
Jaki maraton później może być lepszy?


Nadeszła w końcu pora, by owe "wszystko" zobaczyć w 2012 roku!


Spójrzcie jeszcze na stary film krzepiący serce i wywołujący potliwość rąk.



***

A jak wyglądają zawody we Frankfurcie postaram Wam się za tydzień opowiedzieć.

wtorek, 5 lipca 2011

4 lipca - wielkie święto

4 lipca to nie tylko:
  • amerykańskie święto zwane Dniem Niepodległości (Independence Day lub Fourth of July) na pamiątkę ogłoszenia w 1776 deklaracji niepodległości;
  • polska rocznica jednej ze znamienitszych bitew w naszej historii: bitwy pod Kłuszynem w 1610 roku, która pozwoliła zdobyć Moskwę i posadzić carewicza na tronie;

4 lipca to rocznica sfinalizowania największej w historii polskiego triathlonu akcji: "Projektu IM 2010"


4 lipca 2010 w Klagenfurcie, w Austrii
zrealizowało się pewne marzenie.


Sfinalizowałem powołany w 2007 roku
PROJEKT IM 2010

Największa polska grupa w historii triathlonu pojawiła się na zawodach WTC z serii Ironman.
Byliśmy "ósmą siłą" na zawodach!



Dzięki temu, jak nigdy przedtem, wielu z nas usłyszało na mecie pamiętne słowa:

YOU ARE AN IRONMAN!

Możemy być z siebie dumni.

Dla wielu z nas był to początek wielkiej przygody, dla jeszcze większej grupy - staliśmy się inspiracją do zwrócenia się w stronę triathlonu.

Została dokonana rzecz, którą sceptycy i "znawcy polskich charakterów" skazywali na porażkę.

Udało się!
Zostaliśmy Ironmanami!

***

Pamiętne śniadanie przedstartowe o 4:00


I krótkie przypomnienie jak to było:

O 7:00 huknęło...

Ścisk na starcie powtórzył się na ostatnich 900 metrach kanału

Potem była już tylko jazda na rowerze

Nasi kibice byli wszędzie


Obsługa dwoiła się i troiła pomagając zawodnikom

Za metą następowała chwila wytchnienia

Za metą można było w końcu odpocząć

W poniedziałek wszyscy zawodnicy wyglądali podobnie

35 Polaków na zawodach WTC z serii Ironman.
Jak nigdy przedtem!



***

A za rok...
W przyszłym roku będziemy starsi!
W przyszłym roku będziemy silniejsi!


podobało się, skorzystałeś? postaw kawę autorowi