ogrom wiedzy za darmo, ale dorzuć się na kawę



poniedziałek, 14 października 2013

Ani słowa o triathlonie

Przewrotny tytuł!

Właśnie 12 października zakończyły się Mistrzostwa Świata na najbardziej podziwianym dystansie 226 km zwanym Ironman.

Padł rekord świata u pań!
Mirinda fenomenalnie pobiegła maraton!
251 osób ukończyło poniżej 9:30, w ostatnich latach było to niemożliwe, nieosiągalne, niewyobrażalne!

Wyniki (obrazy jpg) pochodzą z tej strony

Wyniki kobiet (Rank pokazuje ich pozycję w tzw. generalce):


Wyniki mężczyzn:

Gratuluję WSZYSTKIM Polkom i Polakom startującym na Hawajach.
Wasz start to nasz powód do dumy!

Ubolewam tylko nad tym, że dla niektórych bycie Polakiem za granicą jest... powiem delikatnie: niewygodne (?).
Poniżej lista wszystkich rodaków reprezentujących nasz kraj.

Może w komunikacie wydanym za kilkanaście dni (wersja papierowa, także pdf) ulegnie to zmianie, gdyż często błąd popełnia organizator kwalifikując narodowość według miejsca zamieszkania.

W poprzednim roku tak pisałem o tym wydarzeniu.


***
A skoro ma być, a może nie być, o triathlonie, to wypada pochwalić PZTri za całkowitą zmianę wizerunku przez zmianę strony www oraz pracę nad zmianą wizerunku w ogóle, oraz chęci zmiany sposobu sędziowania.
Cieszą młodzi i nowi ludzie oraz ich zapał, entuzjazm i doświadczenie.
Powodzenia!

Dopiero Igrzyska w Rio pokażą ich pracę i będzie można oceniać czy zmiany były uprawnione czy jest jak zawsze.

Liczę też na to, że w ramach zmian PZTri, jego prezes nauczy się, że impreza rangi mistrzostw kraju wymaga jego obecności (Mietków 2013).


Kto pamięta starą stronę, ten już z ulgą przyjął zmiany w związku.

Dla miłośników triathlonu nie związanych ze sportem kwalifikowanym pozostaje portal xtri miejscem wszelakich informacji:
XTRI to dla mnie portal, który świadczy o tym jak można zapał i zainteresowania przekuć w profesjonalny sposób.

oraz portal Akademii Triathlonu:

Akademia Triathlonu to dla mnie z kolei przykład jak wykorzystywać potencjał rynku.


oba nowoczesne i profesjonalne od pierwszych chwil "wrzucenia na serwer".
Oba uzupełniają się i zazębiają. Tworzą "sieciowy" koloryt amatorskiego triathlonu w Polsce.

Jest też strona, która do niedawna zdumiewała stylistyką i treściami, a która obecnie przeżywa prace modernizacyjne (lub jakiekolwiek inne).

***
Jeśli uważasz, że pominąłem Twoją stronę - napisz.
Powyższy wybór jest moim subiektywnym i nie silę się na tworzenie kompendium polskiej sceny triathlonowej w internecie (aczkolwiek takie dane posiadam i pewnie też je opublikuję, z jak najbardziej subiektywnym komentarzem).

O internetowych sklepach dla triathlonistów,
o stronach zawodników,
o stronach klubowych,
o stronach imprez triathlonowych,
o wszelkich innych - napiszę w przyszłości.



wtorek, 1 października 2013

40. Berlin Marathon

Berlin przyciąga magią wyjątkowego miejsca na mapie światowych maratonów. Nie inaczej było w 2013 roku, gdy odbywał się jubileuszowy, 40-sty maraton w stolicy Niemiec.


Zapisy rozpoczęły się rok wcześniej i bardzo szybko skończyły się. 40 tysięcy (!)  miejsc wyprzedało się w dwa dni. Celebracja jubileuszu przyciągała biegaczy z całego świata. Chile, RPA, Nowa Zelandia, to były najdalej położone kraje, których reprezentantów widziałem.

Na dodatek trasa berlińska była i jest trasą rekordową (o czym i w tym roku można było się przekonać), co dodatkowo zachęca do startu marzących o życiówkach biegaczy.
Ja o życiówce nie myślałem, za to chciałem wraz z małżonką uczcić nasz skromny, rodzinny jubileusz i z biegowym akcentem wejść w kolejne dwadzieścia lat wspólnego życia.


Dzień przed startem na starym lotnisku Tegel odebraliśmy numery i przechodząc przez lotnicze hangary wypełnione stoiskami i wielotysięcznym tłumem nie byliśmy, powtarzam: nie byliśmy w stanie ogarnąć ogromu wystawionego do sprzedaży sprzętu.


Było wszystko, wszystkich firm, co w jakikolwiek sposób wiązało się z bieganiem lub jazdą na rolkach. Tak to trzeba najprościej ująć.

***
Niedziela, dzień startu.


Strefy startowe zostały otworzone o 6:30 (start 8:45). Z "chytrym" planem nie czekania zbyt długo ruszam w stronę Bramy Brandenburskiej o 7:30. Skutkuje to tym, że gdy po pośpiesznym marszu wciskam się, przełażąc przez barierkę, w swoją strefę słyszę głos startera: "do startu 45 sekund".


Powodem zdążenia na ostatnią chwilę jest nie tyle rozległość strefy (a ta jest zaiste ogromna), co bezmiar uczestników. 40 tysięcy biegaczek i biegaczy, to spora grupa ludzi! I każdy z nich ma jeden cel: oddać worek depozytowy i udać się w stronę własnej strefy startowej. Na przewężeniach dróg tłum prawie drepcze w miejscu i gęstnie, i gęstnieje, i gęstnieje, by po chwili rozbiec się truchtem na poszukiwania właściwych wejść.
Przy okazji: oznaczenia są wszędzie, są widoczne, i kierują bezbłędnie.

Maraton.
Bieg jest niesamowitym przeżyciem. Przede wszystkim moje nastawienie (zabawa, radość, współdzielenie uczestnictwa w tym biegu z innymi) powoduje, że nie muszę myśleć o wyniku, tempie, żelach i innych ważnych czynnikach rekordowego biegu. Z aparatem w dłoni spokojnie pokonuję kolejne kilometry.


W wielotysięcznym tłumie!
Po pierwszej minucie przebiegło obok mnie tylu biegaczy co na największym polskim maratonie, po 10 kilometrze wyprzedziła mnie sumaryczna ilość uczestników wszystkich polskich maratonów, a ciągle byłem w między ludźmi. Tłum przede mną ciągną się po horyzont (czytaj: do zakrętu), tłum za mną wyłaniał się hen, gdzieś zza zakrętu i nie było mu końca.


Przez 42 km byłem w ogromnej masie biegaczek i biegaczy z całego świata.
Niespotykane u nas, a niesamowicie motywujące. Poczucie upływających kilometrów zanikło. Był tylko bieg między ludźmi.
Biegnąc dla samej przyjemności biegu skupiam się na otaczających mnie dźwiękach, które napływają nie tylko z kilkudziesięciu (!) orkiestr rozmieszczonych przy trasie, ale też na odgłosach samego maratonu. Na dźwiękach kroków i strzępkach rozmów.

Na początku słyszę krótkie sprężyste odbicia, w strefach żywieniowych chrobot potrącanych i rozgniatanych kubków, w strefie wydawania żeli (tylko jeden taki punkt na trasie, 27 km) "mlaskanie" klejących się do "słodkiego" asfaltu podeszw, i znowu chrobot kubków, sapanie, kłapanie butów o asfalt i okrzyki radości na widok Bramy Brandenburskiej (do mety ok. 1 km).
Na 35 km dociera do mnie, że skoro to mój "specjalny" maraton, to nie mogę się starać być poniżej 4 godzin na mecie. Wtedy można by pomyśleć, że mi zależy na wyniku, a mój cel był inny. Zaczynam zwalniać, zwalniać, a od Bramy Brandenburskiej idę. Jestem jedynym idącym w tłumie biegaczy. Jestem jak kamienień toczony przez wartką wodę.


Przy tablicy oznaczającej 42 km zatrzymuję się i czekam. Mija czwarta godzina. Spokojnie, krokiem spacerowym ruszam do mety.
W tym czasie wyprzedza mnie parę tysięcy maratończyków, ale to ja napawam się okrzykami, brawami i gratulacjami wykrzyczanymi przez kibiców. Wiele lat czekałem na ten moment. Nie chcę go przedwcześnie zakończyć.


Po biegu jest... to co po biegu, a raczej to, co po ogromnym, dla 40-stu tysięcy biegaczy biegu: długi marsz przez strefę wydawania medali, folii okrywającej, pakietów z wodą i jedzeniem. A potem odebranie depozytu i... do domu.

I tak to w skrócie można ująć.

Ostatnie przemyślenia.
Na całej trasie miałem wrażenie, że Niemcy zorganizowali drużynowe mistrzostwa polsko-duńskie. Tak licznie reprezentowane były oba kraje. Wygraliśmy. Taką mam nadzieję.


Równy bieg z koszulką z hasłami, napisami ideowymi lub zaangażowanymi socjalnie lub politycznie nie ma sensu, tzn. nie ma sensu jednym tempem - widzi taką osobę tylko garstka biegnących podobnym tempem.


Raz w życiu powinno zaliczyć się tak wielką imprezę, niekoniecznie w Berlinie (choć to najbliżej), a potem można na "skromnym" frekwencyjnie maratonie w nas w kraju pobiec wymarzoną życiówkę, nie martwiąc się o przeciskanie przez tłum ponad 40 km.

***
Pozostałe zdjęcia

Strona organizatora, na której znajdziesz wyniki i wszelkie potrzebne informacje


podobało się, skorzystałeś? postaw kawę autorowi