No, czego nam Niemcy zazdroszczą?
Poniższy tekst nie jest próbą rozliczania się z historią i wykazywania wyższości jednego narodu nad drugim.
O nie!
Nie jest też próbą krzewienia mesjanizmu.
Nie (zwykłe "nie", bez "o" i "!").
Nie stanowi nawet próby odpowiedzenia na pytanie „dlaczego” (choć na koniec pokuszę się o nią).
I nie, i w takim razie - tak.
Jest to zwykły tekst, który pokazuje jak akcja Projekt IM 2010 wpływa na ościenne kraje, w tym przypadku na naszych zachodnich sąsiadów – Niemcy.
Nie muszę nikogo przekonywać, że Projekt IM 2010 jako ewenement na arenie wydarzeń sportowych nie ma sobie równych.
To bezsporny fakt.
Zatem nikogo nie powinno dziwić, że znajduje i znajdzie wielu naśladowców i będzie źródłem wielu zapożyczeń oraz nieskończonej ilości inspiracji.
Nie tylko w naszym kraju, ale także za granicą.
Pierwsze efekty tego już są.
Otóż niemiecki magazyn triatlonowy „Triathlon”, numer 60 z grudnia 2007 roku publikuje takie oto własne nawiązanie do akcji Projekt IM 2010:
Niezorientowanym wyjaśniam, że napis po prawej stronie głosi:
„Projekt Ironman 2008
w 180 dni
od 0 (zera) do 226 (km)”
i data zawodów: niemożliwa do uzyskania.
Zamieszczony rysunek zawiera dość szlachetne i ważne implikacje.
Po pierwsze – gdyby się udało, to zamieszczony rok stanowi argument w dyskusji o pierwszeństwie, ogłoszeniu i wynikach tego ogłoszenia, bo byliśmy pierwsi, którym się udało, wszak rok 2008 tuż, tuż.
Po drugie – gdyby się nie udało, to zamieszczona data stanowi argument w dyskusji o pierwszeństwie, ogłoszeniu i wynikach tego ogłoszenia; bo to taki żart, wszak żaden miesiąc nie ma 32 dni.
Ale to co najważniejsze...
Co jest niewyobrażalną wiadomością dla wszystkich...
To o czym tętnią gwarem rozmów salony sportowe Europy...
...to informacja, że Projekt IM 2010 odbija się echem po kontynencie!
Z wiarygodnych źródeł wiadomo, że z podobnymi akcjami przygotowują się redakcje sportowe Francji, Hiszpanii i Czech.
Z jednej strony będzie to na poły kpiarskie, ale z drugiej dość wiarygodne.
Wiwat Projekt IM 2010!
Projekt, który „narodził się” w Polsce.
I tego właśnie Niemcy nam zazdroszczą.
Pomysłowości.
:)))
p.s.
Za podesłanie "źródła" dziękuję Ci Leszku!
sobota, 15 grudnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz