Na zdjęciu: spotkanie Roberta Stępniaka z Dariuszem Sidorem.
Przy okazji spotkanie ST IM 2010, czyli łączenie przyjemnego z pożytecznym, startu i corocznego zebrania. Co przyjemne, a co pożyteczne sami zdecydujcie.
Niedziela to "długi dzień".
Szczególnie dla tych, którzy postanowili zmierzyć się z dystansem 226 km.
Start zaplanowano na 7:00 rano, a jeszcze trzeba zrobić rozgrzewkę, a jeszcze trzeba coś zjeść, a jeszcze trzeba sprawdzić rower i donieść potrzebne rzeczy, a jeszcze...
Wiele spraw jest do załatwienia.
To nic. Każdy da radę!
Ledwo na alejkach zrobiło się cicho i ptaki znowu mogły siebie usłyszeć, to ruszyła z przygotowaniami "druga fala", czyli zawodnicy sprawdzający się na dystansie o połowę krótszym - 113 km (1,9 - 90 - 21,1).
4 godziny po pierwszej grupie wystartowali.
I potem... tak jak zawsze i to co zwykle.
Wyjść z wody i ściągnąć piankę. Samodzielnie lub z pomocą.
Przebrać się w tłoku.
Wybiec z rowerem i jeszcze coś zjeść.
Przejechać trasę rozważnie i z zachowaniem ograniczeń prędkości.
Drobny update:
pytają mnie "po co ta kierownica?" Odpowiadam: ona jest złamana!
pytają mnie "po co ta kierownica?" Odpowiadam: ona jest złamana!
Pobiec.
Ukończyć.
Odpocząć.
Cieszyć się.
Świętować zwycięstwo.
I obiecawszy, że "już nigdy więcej" planować przyszłoroczne starty!
Wyniki tegorocznych zawodów (na stronie organizatora).
Zdjęcia część 1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz