Będzie ukazaniem jak wygląda planowanie w "trybie alarmowym" (dlaczego, wyjaśnię w tekście) oraz jak wygląda modelowanie procesu treningowego w cyklach wieloletnich.
No i w końcu odpowiem na wielokrotnie stawiane pytanie: "jak ci się udało to zrobić?".
Do rzeczy!
Czasami tak się zdarza, że los płata figle, które rujnują przygotowania. U mnie miało to miejsce na początku maja. Najważniejsze 3 tygodnie przepadły.
Początkowo były bez treningu, a potem z bardzo niską intensywnością, niewielką objętością i z długotrwałym i uporczywym leczeniem jakiegoś zatrucia. Jednym słowem treningi zamieniły się w coś co kwituje się słowami wychodząc z domu: "idę się poruszać".
Misternie budowany plan dietetyczno-motoryczny załamał się. Pierwsze kontrolne starty odwołałem, bo nie było najmniejszego sensu sprawdzać wyczerpany organizm.
Do zawodów IM zostało 7 tygodni, do startu na połowie krótszym dystansie - dwa!
Pierwszą rzeczą było przeformułowanie celów, by rozczarowanie nie było druzgocące (o celach kiedyś pisałem tutaj i tutaj, ale jeszcze napiszę).
Kolejną - sam plan.
Plan ułożyłem na nowo.
Zakładał on niezbędny odpoczynek i położenie akcentu na brakującą objętość.
Jednocześnie nie był oderwany od rzeczywistości, czyli bazował na moich wcześniejszych dokonaniach i doświadczeniach.
Jak widać nie jest on skomplikowany.
Obejmował: start kontrolny na dystansie 113 km w drugim tygodniu oraz, niestety, musiał uwzględnić parodniową przerwę spowodowaną wyjazdem.
Ponieważ wydawał mi się niewystarczający w związku z tym uzupełniłem go o dodatkowe aktywności.
Wyglądał ostatecznie tak:
X - dodatkowy trening
Y - ulubiona aktywność
wo - wody otwarte
-x- - wyjazd, brak możliwości treningu
Razem: 9 jednostek treningowych (JT) w tygodniu
Kilka słów komentarza.
Pływanie - rok wcześniej postawiłem na wytrzymałość i wytrzymałość tempową, co jak widać przy moim nasyceniu pływaniem tygodnia treningowego nie bardzo mogło mnie rozwijać (co najwyżej dwa razy w tygodniu jestem w wodzie - zdecydowanie za mało), w tym krótkim mezocyklu postawiłem na siłę i technikę. Zakładając, że odpowiednie tempo i tak uzyskam podczas zawodów.
Pływanie obejmowało z reguły wody otwarte i liczyłem na to, że uda mi się parę razy ad hoc popływać poza wyznaczonymi terminami.
Rowerowanie - rok poprzedni był wysycony jazdą na rowerze; stwierdziłem, że to czego mi potrzeba to tylko "złapanie" objętości. Nie będzie to konkurencja, którą będę rozwijał, a zaoszczędzone siły przeniosę na bieganie.
Bieganie - to było to z czym musiałem popracować - wytrzymałość tempowa. Zgodnie z powiedzeniem, że "Ironaman'a wygrywa się jazdą, a przegrywa biegiem" postanowiłem nie przegrać.
Doświadczenie - wiedziałem, że stać mnie będzie na szczególną mobilizację podczas zawodów i szlifowanie odpowiednich prędkości nie będzie potrzebne.
I tak jak pisałem, życie pisze własne scenariusze.
Oto jak jeszcze dodatkowo musiał go modyfikować (zaznaczyłem tylko duże i znaczące zmiany):
Podsumowanie.
Chciałem przesunąć swoje wyniki poniżej 5 godzin i poniżej 11 godzin.
Ze względu na dość długotrwały stan chorobowy nie byłem tego taki pewien.
Cele osiągnąłem!
I to zarówno podczas startu na dystansie 113 km jak i podczas startu na dystansie dwa razy dłuższym.
Złożyło się na to:
- doświadczenie,
- właściwie dobrany plan treningowy,
- konsekwencja,
- cierpliwość,
- pewność (wiara).
I tego życzę każdemu czytelnikowi bloga "im226"!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz