Pierwszy start zagraniczny IM 2010 Polska ma za sobą.
Miejscem debiutu grupowego był Wiedeń, stolica Austrii.
Pomijam sentymenty historyczne, naleciałości kulturowe i bilans zysków i strat – padło na Wiedeń i tam też pojechali zawodnicy IM 2010.
Była to ciężka próba.
I nie chodzi mi o zmierzenie się z dystansem, ale o przekonanie siebie, że warto pojechać na zawody mimo chłodu i deszczu.
Z pełną premedytacją.
Na nic się zdały zaklinania pogody, cicho szeptane modlitwy, czy ciskane groźby. Jedno było pewne – będzie padać, ale szczęśliwie nie będzie burzy.
Będzie chłodno, ale się ociepli.
I może najważniejsze – nie będzie wiało. Tak mocno, jak tam zawsze wieje.
Tam, czyli na Wyspie na Dunaju (Donauinsel).
Triatloniści to jednak twardzi ludzie. Zwłaszcza z Polski. Mimo tego, że zabrakło ponad 100 zawodników (tych niestety deszcz pokonał), polska grupa stawiła się prawie w komplecie.
I warto było, bo każdy kto wystartował w tych warunkach oprócz doświadczenia startowego odebrał jeszcze jedną, ważną naukę:
nie wolno się poddać pogodzie.
Gdy inni będą rozpaczać, robić kwaśne miny, obawiać deszczu i chłodu i przegrywać już na starcie, to w tych warunkach każdy z uczestników minionych zawodów będzie mocniejszy, bo wie, że prędzej czy później – zaświeci słońce, rzeczy wyschną, a wypracowanej przewagi nikt im nie odbierze.
Można było sobie zanucić piosenkę Sztywnego Pala Azji:
„Nie straszne nam wichry i burze
Niegroźne nam deszcze ulewne
Nie pochłoną nas bagna, kałuże
Nasze peleryny są pewne.
Jesteśmy nieprzemakalni...”.
Mimo całego optymizmu uśmiechów nie było zbyt wiele. W powietrzu było niecałe 10, a w wodzie ponoć około 18 stopni. I w takich warunkach rozpoczęły się, w samo południe, zawody.
Woda w Dunaju (a dokładnie: w kanale) była w miarę czysta i są tacy, co utrzymują, że nawet smaczna.
Chociaż pewnie coś w niej było rozpuszczonego, co powodowało, że niektórzy płynęli nie w tym kierunku co powinni (dwa okrążenia w wodzie, po trójkącie, bez wychodzenia na brzeg).
Nie przeszkadzało to najlepszym. Zaproszona gwiazda triathlonu, Luc van Lierde płynął po rekord trasy.
Deszcz zamienił się w mżawkę, a potem przestał padać zupełnie.
Rozpoczął się wyścig rowerowy na ponad 22-u kilometrowej pętli.
Szerokość drogi ok. 4 metry, asfalt szorstki (co po deszczu miało niebagatelne znaczenie), kilka poprzecznych garbów i na nieszczęście dwie agrafki.
Trasa była w całości zamknięta dla ruchu spacerowiczów, biegaczy, rowerzystów, co skutkowało brakiem kibiców, ale dawało poczucie bezpieczeństwa na tej wąskiej drodze, choć, gdy na zakrętach zawodnicy się zjeżdżali w grupy, to wcale nie było przyjemnie.
Okropne były obie agrafki.
Jedna była po zjeździe i od razu zaczynała się mocnym podjazdem, kto nie zdążył zmienić tarcz, ten miał kłopot.
Druga była przy strefie zmian i wśród płotków i odwrotnie wyprofilowanego, mokrego zakrętu aż zapraszała do kraksy.
Niestety, w końcu to nastąpiło.
Bieg, 5 okrążeń, w wychodzącym słońcu zza chmur, już był tylko przyjemną formalnością. 2 kilometry tam, nawrót i 2 kilometry z powrotem. Mimo tego dla niektórych, to nie był spacerek.
Gdy jedni zaczynali biec – Luc van Lierde kończył. Poprawił rekord trasy o około 10 minut, tak że teraz aktualny rekord wynosi:
3:56:44
Gdyby najlepsi zawodnicy IM 2010 w tym dniu ustawili sztafetę:
- Radek Kokosza – 0:30:44 – pływanie
- Rafał Orłowski – 2:26:44 – jazda na rowerze
- Tomasz Głód – 1:25:24 – bieganie
Jego czasy:
0:24:14
2:14:36
1:14:51
A oto wyniki IM 2010:
Teraz nie pozostaje już nic innego jak tylko obnosić się z koszulką, której napis na plecach „Der Schmerz vergeht, der Stolz bleibt” głosi:
BÓL PRZEMIJA – DUMA POZOSTAJE
Specjalne podziękowania należą się:
- Organizatorowi za przyjęcie grupy IM 2010 Polska, na szczególnych warunkach finansowych
- Kibicom, zwłaszcza tym, którzy wybrali się specjalnie do Wiednia
- Monice, za przyjęcie i dopilnowywanie spraw na miejscu
- Uczestnikom IM 2010 za walkę, męstwo i hart ducha!
Duma pozostaje!
***
Strona organizatora
Wyniki
Zdjęcia (prawie 200 z 1000)
1 komentarz:
Super relacja i gratuluje wszystkim rewelacyjnych wyników! Cieszę się, że będziemy się ściagac w Austrii za rok :)
Prześlij komentarz