sobota, 3 sierpnia 2019

Maraton - historia i legenda

Poniższy tekst jest zapisem z prelekcji, którą wygłosiłem w przeddzień Maratonu Warszawskiego w 2005 roku.
Jak łatwo się domyślić traktowała ona o początkach tego, co dzisiaj porusza miliony ludzi na całym świecie. Ludzi, którzy odnalazłszy swoje życie w biegu sukcesywnie przemierzają wszystkie (sic!) kontynenty świata.

Otóż dawno, dawno temu... 
Otóż dawno, dawno temu na świecie panował Chaos.
Miłośników biblijnego stworzenia świata muszę przeprosić za to, że nie odniosę się do Ewangelii, ale wtedy nikt jeszcze nie słyszał o Chrystusie.
Wiele rzeczy się z tego Chaosu wyłoniło tworząc ówczesny świat. Świat Bogów, Tytanów i Herosów. Nieśmiertelnych i śmiertelnych bohaterów, dla których nie bogactwo, a sława była przyczynkiem do, nie zawsze wzniosłych, nierzadko gniewnych czynów (vide Achilles). Tak, tak. Niestety czynnikiem ekspansji i rozwoju jest albo władza, albo bogactwo. Albo wolność, gdy istnieje siła pozbawiająca władzy i zabierająca bogactwo do siebie. W tej materii przez parę tysięcy lat nic się nie zmieniło. 
Otóż dawno, dawno temu...
Za siedmioma morzami, za siedmioma górami... 


Za panowania Dariusza I (522-486 p.n.e.) królestwo perskie obejmowało ogromne terytorium, rozciągające się od ziem dzisiejszego Afganistanu na północnym wschodzie po Turcję na zachodzie; na północy przekraczało południową granicę byłego Związku Radzieckiego, na południu obejmowało Egipt i sięgało Oceanu Indyjskiego (patrz mapka powyżej).
Królestwo perskie powstało dzięki Cyrusowi który w 560 roku p.n.e. objął władzę w Persji, wówczas wasalnym królestwie podległym Medii. Najpierw pokonał Medów, potem wyczerpanych wojną Lidyjczyków i dzięki temu zyskał zwierzchność nad leżącymi na egejskim wybrzeżu Anatolii greckimi poleis (podporządkowane wcześniej przez lidyjskiego władcę Krezusa).
W niniejszym tekście będę używał słowa polis (l mn. poleis) na określenie greckich państw-miast, co wg mnie lepiej oddaje charakter tamtejszych struktur państwowych.
Spotkanie tych dwóch kultur miało przynieść w przyszłości wielkie bitwy i na wiek wieków wryć się w historię ludzkości.
Dzięki dochodom płynącym z władania tak rozległymi obszarami perska monarchia była nieporównywalnie bogatsza od innych ówczesnych państw. Ba, była w owym czasie najbogatszym, największym i najpotężniejszym militarnie państwem starożytnego świata. Przekładało się to na bogate otoczenie króla świadczące o jego wielkości i wyższości nad zwykłymi śmiertelnikami. Podobno dla okazania łaski poddanym król codziennie wydawał gigantyczną ucztę dla piętnastu tysięcy gości arystokratów dworzan i innych ludzi przebywających na dworze. Grecy, w których potęga perskiego władcy budziła lęk i podziw, mówili o nim "Wielki Król". 
Odwieczny konflikt o prymat między Atenami a Spartą stał się bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny. 

Pierwszy kontakt dyplomatyczny pomiędzy Atenami a Persją (którego przyczyną była rywalizacja między Spartą a Atenami) ukazuje źródła konfliktu, który wywarł decydujący wpływ na militarną i polityczną historię świata greckiego w V wieku p.n.e. Na przełomie 508 i 507 roku p.n.e. spartański król Kleomenes przybył wraz z armią do Attyki, aby interweniować na rzecz Isagorasa w jego walce o władzę z Klejstenesem. Wyprawa skończyła się upokarzającą porażką, a siły interwencyjne wygnane przez mieszkańców Aten musiały wycofać się z Attyki. Od tego momentu Sparta uważała Ateny za swojego wroga, a wygnanie kilkuset rodzin ateńskich przyczyniło się do wzajemnej wrogości. 
W tym czasie królestwo perskie rozpoczęło w Anatolii gwałtowną ekspansję w kierunku zachodnim, co doprowadziło do narzucenia zwierzchności greckim poleis leżącym na wybrzeżu egejskim. 
Ateńczycy, obawiając się interwencji Sparty i szukając sprzymierzeńców, wysłali w roku 507 p.n.e. posłów z misją zawarcia obronnego sojuszu z królem Persji, Dariuszem I. Spotkanie miało miejsce w Sardes, stolicy perskiej satrapii i najważniejszym ośrodku administracyjnym zachodniej Anatolii. Znamiennym jest fakt, że kiedy przedstawiciel króla wysłuchał ich prośby o sojusz zapytał ich "co są za jedni i z jakiej ziemi przychodzą szukać przymierza z Persami" (Herodot, Dzieje). Tak mało znaczące było królestwo, z którego przybyli posłowie, że nawet dobrze nie znano jego położenia, wielkości i ludzi którzy je zamieszkiwali.
Ateńscy posłowie przyjęli zwykłe warunki, jakie Persowie stawiali w zamian za przymierze, i ofiarowali "ziemię i wodę" przedstawicielowi króla. Oznaczało to, że Ateny uznają zwierzchność perskiego monarchy. Posłowie przyjęli proponowany układ. 
Członkowie ateńskiego zgromadzenia, nigdy otwarcie i formalnie nie wypowiedzieli przymierza. Ale też chyba niewłaściwie zinterpretowano słowa o „ziemi i wodzie”. W następstwie tego Ateny ciągle uważały się za całkowicie niezależnego, równoprawnego sojusznika i nie związanego żadnymi zobowiązaniami wobec perskiego władcy, ten zaś uważał, że we wzajemnych stosunkach obu państw nie zaszły jakiekolwiek zmiany. W jego przekonaniu Ateny nadal pozostawały w podległym sojuszu i nadal winne były okazywać mu wierność, lojalność oraz szacunek. 
Tak zwane wojny perskie rozpoczęły się wybuchem powstania w greckich poleis w Jonii, które utraciły swą niezależność za panowania lidyjskiego króla Krezusa. 
W roku 499 p.n.e. lokalne walki pomiędzy jońskimi Grekami doprowadziły do buntu przeciw tyranom, których u władzy postawili Persowie. Jońscy powstańcy wysłali posłów do państw greckich, chcąc zapewnić sobie ich pomoc przy zrzucaniu perskiego jarzma. W walce tej zwycięstwo Greków wydawało się całkowicie niemożliwe.
Równie nieprawdopodobna, wydawała się koalicja zawiązana przez państwa greckie. 
Animozje dały znać o sobie. Spartański król Kleomenes wykluczył jakąkolwiek możliwość udzielenia pomocy. Natomiast członkowie ateńskiego zgromadzenia zachowali się odmiennie i głosowali za przyłączeniem się do Eretrii (jedna z poleis na Eubei, wyspie sąsiadującej z Attyką) i wysłaniem zbrojnej pomocy dla jońskich powstańców. 
Tymczasem siły powstańców dotarły aż do Sardes, dawnej stolicy Krezusa, obecnie siedziby perskiego satrapy. Miasto doszczętnie złupiono i spalono. Ateńczycy i Eretryjczycy powrócili już do domów, kiedy perskie przeciwnatarcie spowodowało rozbicie jońskich powstańców. Kolejne kampanie prowadzone przez perskich wodzów doprowadziły do ostatecznego stłumienia rewolty w 494 roku p.n.e. 
Kiedy do uszu Dariusza dotarła wiadomość, że Ateńczycy wsparli jońskich powstańców wpadł we wściekłość. Nie dość, że ośmielili się zaatakować jego królestwo, to jeszcze złamali wiernopoddańczą przysięgę. Nie jest przy tym istotne, jak mało znaczyli w jego oczach Grecy. Dariusz powziął postanowienie ukarania nielojalnych sprzymierzeńców, co w jego mniemaniu miało być raczej aktem sprawiedliwości, a nie elementem wielkiej strategii. Grecy powiadali później, że Dariusz, aby w natłoku wielu innych spraw nie zapomnieć o swoim postanowieniu, kazał jednemu z niewolników powtarzać po trzykroć przy każdym posiłku: "Panie, pamiętaj o Ateńczykach!" (Herodot, Dzieje). 
Wreszcie w roku 490 p.n.e. Dariusz, chcąc ukarać wiarołomnych sojuszników wysłał do Grecji swoje okręty. Siły perskie spaliły Eretrię i wylądowały w północno-wschodniej części Attyki, niedaleko osady o nazwie Maraton. Persowie wiedli ze sobą starego Hippiasza, wygnanego syna Pizystrata, zamierzając uczynić go tyranem, który będzie władał Atenami pod ich kontrolą. 
"Dostawszy w swe ręce Eretrię i zabawiwszy tu kilka dni, popłynęli do ziemi Attyckiej, bardzo się spiesząc i sądząc, że to samo zrobią z Ateńczykami, co zrobili z Eretryjczykami. Ponieważ zaś Maraton był najodpowiedniejszym w Attyce miejscem dla rozwinięcia ruchów jazdy i leżał najbliżej Eretrii, więc tam ich poprowadził Hippiasz, syn Pizystrata. Na tę wiadomość również Ateńczycy wyruszyli do Maratonu Na ich czele stało dziesięciu wodzów; z tych dziesiątym był Miltiades (...)" (Herodot, Dzieje, VI 102-103). 
Nim jednak tak się stało, nim doszło do lądowania Persów pod Maratonem Ateńczycy wysłali gońca po pomoc do jeszcze niedawno skłóconej i rywalizującej z nimi polis – do Sparty. Nadciągające niebezpieczeństwo przewyższało liczebnie obywatelską armię ateńskich hoplitów i kazało zapomnieć o waśniach i urazach. 

Sławę zyskał ateński poseł wysłany do Sparty, ponieważ dzielącą te dwa miasta odległość ok. 230 kilometrów pokonał w niespełna dwa dni. Znamy jego nieśmiertelne imię – Filippides. Pobiegł do Sparty i zaraz po uzyskaniu odpowiedzi pobiegł z powrotem. Nie zastał jednak już wojsk ateńskich, które zdążyły ruszyć pod Maraton. Podążył zatem za nimi. Przyniósł wiadomość, że Spartiaci dołączą do Ateńczyków zaraz po zakończeniu obrzędów religijnych. Jednak w momencie, gdy toczyła się bitwa pod Maratonem, jedynym oddziałem, który zdążył przybyć z pomocą, był kontyngent hoplitów z Platejów, małej polis leżącej w Beocji, tuż przy północnej granicy Attyki.  
Zwycięstwo perskie wydawało się sprawą przesądzoną. Przede wszystkim siły perskie były znacznie liczniejsze niż wojska ateńskie i towarzyszący im kontyngent platejski. Ateńscy dowódcy - kolegium dziesięciu strategów, wybieranych corocznie najwyższych urzędników cywilnych i wojskowych, w którym dominującą rolę odgrywał Miltiades (około 550-489 p.n.e.) opowiadało się za jak najszybszym podjęciem działań, ponieważ obawiało się, że sympatycy oligarchii w mieście podejmą próbę zawarcia zdradzieckiego układu z Persami. Kolegium, postanowiło podjąć atak na całej szerokości frontu, osłabiając centrum i przesuwając większe siły na skrzydła. Aby skrócić czas, przez jaki żołnierze będą narażeni na ostrzał perskich łuczników, strategowie polecili hoplitom przebycie ostatniego odcinka przestrzeni, dzielącej ich od nieprzyjaciela, szybkim biegiem.      


Miltiades uformował falangę: 4 szeregi w środku, 8 na skrzydłach, szerokości 1,5 km Kiedy wreszcie doszło do walki wręcz, greccy piechurzy zyskali przewagę dzięki lepszym pancerzom i dłuższej broni zaczepnej. Zgodnie z przewidywaniami greckiego dowódcy najcięższe walki toczyły się w centrum, zaś na lewym i prawym boku górą byli Ateńczycy. Nie podejmując pościgu za uciekającymi ściągnęli skrzydła i uderzyli na Persów walczących w środku, aby zgnieść perskie wojsko atakiem z obu flank. Następnie zepchnięto Persów na pobliskie bagna, gdzie wybito jednego po drugim tych, którym nie udało się przedostać na stojące w pobliżu okręty.
Bitwa zakończyła się pospiesznym odwrotem wojsk perskich do statków i walką na brzegu. Ateńczycy zdobyli 7 okrętów, reszta odpłynęła. Według tradycji zginęło 6400 Persów i tylko 192 Hellenów.
Zakończyła się bitwa pod Maratonem, ale nie skończyła się wojna. 

Natychmiast po zakończeniu bitwy Miltiades wezwał jednego z hemerodromów (słowo "hemerodromos" oznacza "biegnący cały dzień" i określa zawodowego posłańca) do przekazania wiadomości o zwycięstwie oraz poderwał armię do marszu do Aten, gdyż obawiał się o losy miasta pozbawionego ochrony. Była to słuszna decyzja, gdyż Persowie popłynęli statkami z miejsca ich porażki pod Maratonem wokół przylądka Sounion z zamiarem wylądowania w ateńskim porcie Phaleron i zawładnięcia miastem. 
Legenda przekazała nieśmiertelne imię posłańca, choć antyczni autorzy nie są co do tego zgodni. Wiadomo jak nazywał się posłaniec, który biegł do Sparty (i to właśnie był Filippides). Natomiast nieznane jest imię gońca wysłanego spod Maratonu do Aten. 
Plutarch podaje, że był to Tersyppos z Erchii lub Eukles. Lucjan (II wiek n.e.) podaje, że znany już Tobie Filippides. Legenda chce w nim znać Filippidesa, żołnierza w pancerzu, z tarczą i zakrwawionym mieczem, wykrzykującym radosne słowa zwycięstwa i konającego na oczach obywateli. 
Zaraz po bitwie zmęczeni hoplici tworzący ateńską armię przemierzyła pośpiesznym wpół-marszem, wpół-biegiem przemierzyli odległość około czterdziestu kilometrów dzielącą Maraton od Aten, aby ustrzec miasto przed atakiem perskiej floty. 
Wyobraź sobie obywatela, który niezależnie od pobudek wpływających na jego postawę, został wysłany z Aten na maratońską równinę, który nie spał w nocy i myślał o swoim życiu, żegnał się z braćmi i zastanawiał co przyniesie poranek, który stłoczony w szeregi falangi stał i czekał dręczony wątpliwościami na mający nadejść rozkaz, który cały dzień dźwigał tarczę i miecz i nawet używał ich w walce, który potem, jeśli przeżył, zbrukany krwią, moczem i kałem pragnął nasycić się łupami i odpocząć lub tylko usiąść na pobojowisku i odpocząć, i który nagle został poderwany rozkazem do pośpiesznego powrotu do Aten. 
Wyobraź sobie. 
To właśnie dzisiejsze biegi maratońskie powinny upamiętniać tamten słynny marsz hoplitów z 490 roku p.n.e., a nie tragiczną postać samotnego gońca.
To właśnie dzisiejsze biegi maratońskie powinny stanowić hołd oddany tamtym bezimiennym bohaterom broniących swoich domostw.
To właśni z nimi możesz się utożsamiać.
Gdy okręty perskie pojawiły się w Zatoce Sardońskiej okazało się, że hoplici greccy są już na miejscu. W związku z tym Datis wydał rozkaz odpłynięcia. I oto Persowie, przed którymi wszyscy drżeli, uważając ich za niezwyciężonych, wycofali się z pola walki. Przez całe następne dziesięciolecia dla ateńskiego obywatela największym powodem do chwały było to, że mógł powiedzieć, że walczył pod Maratonem, i że bez wahania stanął naprzeciw budzącego grozę wroga, mimo że Spartanie (ach te odwieczne waśnie) nie zdążyli na czas nadejść z pomocą. 

Bitwa pod Maratonem
490 p.n.e.

Symboliczna waga bitwy pod Maratonem dalece przewyższyła jej znaczenie militarne. Drobne niepowodzenie całej wyprawy przypominającej karną ekspedycję, mimo że zakończone sukcesem ustanawiającym perskie panowanie nad wyspami greckimi, rozwścieczyło Dariusza nie dlatego, że zagroziło w jakikolwiek sposób bezpieczeństwu królestwa, ale dlatego, że naraziło na szwank jego prestiż i królewskie imię. 
Za dziesięć lat jego syn Kserkses z największą armią ówczesnego świata („flota jego składała się z 1200 okrętów wojennych, którym towarzyszyło 2000 okrętów transportowych; wojsko lądowe liczyło 700 000 piechoty i 400 000 konnicy” – Korneliusz Nepos „Żywoty wybitnych mężów”) wyruszy ukarać Greków, ale to już całkiem inna historia. 


Post scriptum.
Skąd się wziął bieg maratoński już wiesz. 
Ale jak możesz przypuszczać mit posłańca też znalazł swoje odbicie we współczesnym świecie biegów, to słynny ultramaraton: Spartathlon (~246 km) z Aten do Sparty.
Możesz nie wiedzieć, ale pewnie podejrzewasz, że skoro Filippides pobiegł do Sparty i z powrotem, to… Tak! Tak właśnie jest! Jest bieg z Aten do Sparty i znowu do Aten. 
Szukaj:
Authentic Phidippides Run Athens-Sparta-Athens 490 km
A sukcesy Polaków mogą Cię zadziwić.
***
O biegu z Aten do Sparty, z powrotem do Aten, dalej pod Maraton i na koniec znowu do Aten - jeszcze nie słyszałem, ale… może już u mnie słuch przytępiony…

Brak komentarzy:


podobało się, skorzystałeś? postaw kawę autorowi